PODMIANA

Opowiadanie nagrodzone w konkursie literackim ,,Kryminał z Rogalinem" - wrzesień 2015

http://osrodekkultury.pl/aktualnosc/kryminal-z-rogalinem/

http://bibliotekaracynamonowa.blogspot.com/2015/09/krymina-z-rogalinem-i-dola-jurora.html

PODMIANA



Gerwazy wbiegł na schody obszernego holu wejściowego i przeskakując co dwa stopnie gnał ku górze. Nie nawykł do takiego rodzaju poruszania się po pałacowych wnętrzach, dlatego szybko złapał zadyszkę. Dysząc ciężko stanął pod drzwiami gabinetu hrabiego. Zapukał i nie czekając na wezwanie otworzył drzwi.
- Najmocniej przepraszam pana hrabiego, ale zdarzył się wypadek – wysapał i zapominając o dobrych manierach lokaja otarł rękawem białej koszuli spocone czoło.
Hrabia Edward Raczyński siedział w porannym stroju przy dębowym biurku. Poruszony tak nagłym wtargnięciem służącego zastygł z uniesionym w ręku piórem z angielską stalówką. Kropla czarnego atramentu spadła na papier i zrobiła wielkiego kleksa.
- Co się stało mój drogi Gerwazy? – hrabia zmarszczył surowo czoło.
- Pastuch z Radzewa przybiegł co tchu i powiedział, że pan Mickiewicz z konia spadł i życia znaku nie daje. Chłopi już go na furmankę przenieśli i wiozą go do pałacu.
- Mój Boże! Jak to się stać mogło? Dlaczego pan Mickiewicz nie był w swoich pokojach? - Hrabia Edward poderwał się zza biurka i uchwyciwszy służącego za rękę jął nią energicznie potrząsać.
- Pan Mickiewicz wstał skoro świt i wierzchowca kazał szykować, mówiąc, że do Kórnika się udaje. Odźwierny twierdzi, że w nocy posłaniec list z Kórnika do pana Adama Mickiewicza przywiózł. Podobno od hrabiny Konstancji Łubieńskiej, która do Kórnika wczoraj w gości przybyła. Nic więcej jaśnie panie już nie wiem – Gerwazy patrzył wystraszony we wściekłe oczy hrabiego
- Konstancja Łubieńska? Tego mi brakowało tylko. Skandal obyczajowy pod moim bokiem -  Raczyński aż trząsł się z oburzenia. - Specjalnie do Kórnika przybyła, żeby mi gościa kusić. Szybko, konia każ szykować!
Gerwazemu nie trzeba było dwa razy powtarzać polecenia. Wybiegł z gabinetu i popędził w dół schodami z okrzykiem:
- Konia dla hrabiego, konia!
Spłoszona krzykami służba pałacowa zbiegła się w holu wejściowym. Drzwi od gabinetu znów się uchyliły i ukazała się w nich głowa hrabiny Konstancji.
- Edwardzie, co się dzieje? Co to za hałasy?
- Mickiewicz przed świtem ruszył na amory do Kórnika i jadąc po ciemku spadł z konia. Chyba źle z nim, bo chłopi go wiozą na wozie. Biorę konia i jadę zobaczyć, co się stało.
Hrabina jęknęła cicho i jęła przywoływać pokojówkę.
Pałac w Rogalinie budził się dopiero do życia. Była to bowiem jeszcze pora przed śniadaniem.

Pół godziny później furmanka z sianem na której spoczywał krwią broczący Adam Mickiewicz wtoczyła się na brukowany dziedziniec przed rogalińskim pałacem. Wokół furmanki kroczył spory tłum okolicznych chłopów, służących z dworu i wiejskich dzieciaków. Przodem niczym generał na karym koniu jechał sam hrabia Edward.
- Przyszykujcie łoże w gościnnym - wołał w stronę Gerwazego, który stał u progu drzwi wejściowych. Do młodego zaś stajennego, który ruszył przytrzymać za uzdę jego konia powiedział pośpiesznie – Bierz najlepszego konia i gnaj czym prędzej do Poznania, do szpitala Przemienienia Pańskiego, do sióstr szarytek. Sprowadź doktora Marciniaka. Powiedź, że hrabia Raczyński prosi usilnie do ciężko rannego.
Z pałacu wybiegła hrabina Konstancja w otoczeniu dwóch pokojowych. Podbiegła do wozu na którym spoczywał ranny. Widok był wstrząsający. Mickiewicz miał głowę owiniętą w chłopską koszulę, która nasiąkła już krwią. Twarz cała również we krwi była umazana. Odzienie jego poszarpane i ubłocone. Charczał.
- Mój Boże co też się stało? – Konstancja załamała ręce. – Trzeba czym prędzej obmyć i opatrzyć mu rany.
- Koń go poniósł, a przeskakując przez strugę zrzucił na ziemię. Upadając musiał uderzyć głową w stary pień drzewa – odparł śpiesznie Edward i gestem ręki nakazał służącym przeniesienie rannego do pałacu.
- Ale historia! Będzie afera na całe Księstwo Poznańskie. Mickiewicz miał jutro wrócić do Gorzeńskich do Śmiełowa. I co teraz będzie? – lamentowała hrabina.
- Módl się tylko duszko kochana, żeby on tu nam nie skonał – dodał hrabia Edward – bo to dopiero będzie afera na całą Polskę.
Wieczorem tegoż samego dnia w oknie pokoju gościnnego na parterze została zapalona świeca gromniczna. Doktor Karol Marciniak zmierzał ku podstawionej pod wejście dorożki. Towarzyszył mu sam hrabia Edward.
- To wszystko co mogłem zrobić. Nie było sensu wieść go do szpitala. Ten młody człowiek był w stanie agonalnym. Uszkodzona czaszka… - westchnął lekarz. Raczyński uchwycił go za ramię.
- Liczę na twoją Marcinie dyskrecję. Proszę nie rozpowiadać na razie o dzisiejszym zgonie w moim pałacu. Muszę całą sprawę przemyśleć i zastanowić się jaką wersję śmierci Mickiewicza należy rozpuścić w świecie. Rozumiesz… To wielka strata dla nas wszystkich, zwłaszcza teraz gdy powstanie upadło i duch narodu przygasa.
- Oczywiście panie hrabio. Może pan całkowicie polegać na mojej dyskrecji. Do zobaczenia.
Dorożka z turkotem oddaliła się z pałacowego dziedzińca. Hrabia Edward wszedł do swego gabinetu na piętrze i zasiadł przy biurku. Czuł wielkie przygnębienie i smutek. Musiał się dobrze zastanowić nad tym, co powinien teraz zrobić. Jego wzrok padł na stertę listów przywiezionych rano przez gońca z Poznania. Spojrzał na pierwszy list.
- No tak, zapomniałbym! Korespondencja z biblioteki, od Łukaszewicza.
Sięgnął po nożyk i ostrożnie rozciął kopertę:
Drogi Hrabio
Wszystkich nas przygnębieniem napełniły wieści o zdobyciu przez wojska jenerała Paskiewicza Warszawy i o podjętej w związku z tym decyzji Sejmu o zawieszeniu narodowego powstania. Smutek napełnił każdy dom polski i każdą polską rodzinę. Już o tym pisałem w poprzednich mych listach. Tym razem Drogi Hrabio ośmielam się zwrócić Twoją atencję na mojego brata ciotecznego Anastazego, który to w domu moim znalazł chwilowe schronienie. Anastazy pochodzi z Litwy i tam będąc ochotnikiem powstańczym rozpoczął swoją wojenną tułaczkę, którą zakończył we wrześniu w okopach stolicy. To co  przeżył w czasie powstania tak silnym stało się dla niego wspomnieniem, że daje temu obecnie upust w tworzeniu dzieł literackich. Przyznam, żem sam uległ niezwykłemu wzruszeniu wczytując się w jego wiersze. Z jakąż to siłą poruszył me serce utwór o śmierci dzielnej kobiety - pułkownika Emilii Plater... Tym razem jednakże ośmielam się przesłać utwór opisujący heroizm jenerała Juliana Ordona, który wsławił się obroną warszawskiej reduty na Woli. Zwróć uwagę Hrabio z jakim wzruszeniem opiewa on mężny wyczyn polskiego żołnierza. A oto tenże wiersz:
Reduta Ordona
Nam strzelać nie kazano. — Wstąpiłem na działo
I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało…

Hrabia Edward zaczytał się w wierszu i ze wzruszenia otarł łzę kręcącą się w oku. Wstał i podszedł do okna. Długo wpatrywał się w ciemną dal ogrodu. Analizował cały miniony dzień, zastanawiał się nad tym co powinien dalej zrobić. Na to wszystko nakładało się wzruszenie jakiego doznał po przeczytaniu wiersza. Stopniowo zaczęła się w nim kształtować pewna zuchwała myśl. Sięgnął po mosiężny dzwonek stojący na biurku i przywołał Gerwazego. Ten po chwili stanął usłużnie w drzwiach.
- Jutro i pojutrze będę oczekiwał kilku ważnych gości. Ale nie szykuj wystawnego przyjęcia. Chcę z nimi omówić pewien projekt. Jeszcze dziś przygotuję zaproszenia. Rano trzeba będzie posłać gońca z zaproszeniem do hrabiego Gorzeńskiego do Śmiełowa, a do Poznania wysłać dorożkę po dyrektora Łukaszewicza i jego kuzyna Anastazego.
Gerwazy skinął znacząco głową. Hrabia mówił dalej:
- Czekaj. Zaraz skreślę kilka słów do dyrektora. Przekażesz list posłańcowi.
Raczyński umoczył angielską stalówkę swojego pióra w kałamarzu i zaczął pisać na papierze.
Drogi Jerzy
Bardzo mnie wzruszył wiersz twego brata ciotecznego Anastazego. Jego talent poetycki może być wielce użyteczny. Dlatego proszę cię byś jak najpilniej przybył z krewnym swoim do mnie, do Rogalina. Sprawa jest wagi narodowej. Mam pewien pomysł co do przyszłości Anastazego, ale ze względu na pewne okoliczności, które chcę ci osobiście wyjawić, działać musimy natychmiastowo.
Z wyrazami serdeczności
hr. Edward Raczyński

Poczekawszy chwilę aż wyschnie atrament hrabia złożył list i przypaliwszy kawałek laku zapieczętował korespondencję. Wręczył list Gerwazemu.
- Niech dorożka wyjedzie skoro świt. Na obiad niech będzie z powrotem wraz z gośćmi. I jeszcze jedno Gerwazy. Proszę cie byś pouczyć służbę, by nie rozpowiadała o zgonie pana Adama Mickiewicza. Zrozumiałeś?
- Tak jaśniepanie.

Następnego dnia tuż przed dwunastą na dziedziniec pałacu zajechała dorożka. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn, którzy natychmiast zostali poprowadzeni do gabinetu hrabiego Edwarda.
- Witaj Jerzy – Raczyński z otwartymi ramionami ruszył ku pierwszemu z gości. – A to zapewne Anastazy?
- W rzeczy samej – rzekł Jerzy Łukaszewicz prezentując swego brata ciotecznego.
- Pokaż się no pan, panie Anastazy – hrabia Raczyński zaczął baczniej spoglądać na przybysza i obszedł go na około. - Postawny z pana Litwin. A i wojak doświadczony i poeta utalentowany. Tak, takiego mi człowieka trzeba. Uczesanie się panu poprawi jedynie i sprawi nową odzież. Doskonale pan pasujesz, Anastazy. Czy gotów jest pan służyć dalej ojczyźnie całym swym życiem?
- Oczywiście hrabio. Natychmiast i bez zastanowienia – odparł zdziwiony mężczyzna.
- To bardzo dobrze. Wyśmienicie. Muszę was obu zatem wtajemniczyć w pewien plan. Zaznaczam wszak, że ta rozmowa musi pozostać dozgonną tajemnicą między nami. Zapraszam na łyk wybornego koniaku i dobre cygaro - Hrabia Raczyński stanął przy barku i napełnił szklanki złocistym płynem. Szklanki podał swoim gościom.                                                                                                            
- Stała się rzecz niezmiernie przykrą. Jak zapewne wiesz drogi Jerzy gościł u mnie sławny poeta Adam Mickiewicz. Niestety wczorajszego poranka uległ wypadkowi, spadłszy nieszczęśliwie z konia i uderzając głową o pień drzewa. Pomimo natychmiast sprowadzonej z Poznania pomocy zmarł w wyniku silnych urazów czaszki. Nie ukrywam jak bardzo przykra jest to dla mnie sprawa. Jednak nie względami osobistymi mój lęk jest przesycony. Wiadomą jest rzeczą jak wielką sławą cieszył się w nardzie ten litewski poeta. Poezja jego znana jest w całej Rzeczypospolitej. Choć nie ukrywam, romantyczny charakter jego ballad i romansów niezbyt dopasowuje się do obecnych nastrojów przygnębienia jakie w społeczeństwie panuje po upadku powstania. Niemniej, wiadomość o śmierci Mickiewicza wywołać by mogła w narodzie szok i niedowierzanie. A teraz w tak dramatycznej dla Polaków sytuacji trzeba nam wsparcia, serc pokrzepienia. I choć zbrojnie walczyć teraz już nie możemy, mamy wszak bowiem wciąż oręż potężny przy sobie. Jest nią nasza duma, nasza historia i nasza kultura. A cóż jest dziś bardziej nośnego niż słowo pisane, niż patriotyzmem nasiąknięta literatura. Tak, drodzy panowie. Nie możemy dziś ot tak sobie pochować Adama Mickiewicza. Musimy go wskrzesić i natchnąć do tworzenia poezji ku pokrzepieniu serc naszych zbolałych.    
Jerzy i Anastazy patrzyli w osłupieniu.
- Mój plan jest wielce ryzykowny, ale gdyby się powiódł wiele z niego pożytku społecznego może jeszcze wyniknąć. Chciałbym wam przedstawić nowego Adama Mickiewicza.
Hrabia spojrzał bacznie na swoich gości i podszedł do Anastazego. Chwycił go za bary i spojrzał mu prosto w oczy.
- Panie Anastazy, pan mógłbyś zostać Mickiewiczem. Przybierzesz teraz jego tożsamość i tworzyć będziesz poezję pod wypromowanym już w świecie nazwiskiem. Nadajesz się do tej roli, a pańska twórczość jest nam w kraju bardzo potrzebna. Co pan na to?
Dwa dni później do Rogalina przybył hrabia Hieronim Gorzeński. Edward długo rozmawiał ze swoim gościem w gabinecie.
- Rozumiesz Hieronimie całą sytuację – hrabia Raczyński przechadzał się nerwowo wzdłuż gabinetu. - Trzeba będzie nowego Mickiewicza czym prędzej z Wielkopolski odesłać najlepiej zza granicę. Niech jedzie do Paryża. Ty go tam wyślesz, a ja napiszę list polecający do księcia Adama Czartoryskiego. Niech on weźmie go pod swój protektorat. Najważniejsze, to, by już nigdy nie wracał w te strony. Nie może się bowiem spotkać ani z hrabiną Łubieńską, ani ze swym bratem Franciszkiem, który przebywa w Rogoźnie. Niech wiedzie spokojne życie we Francji, niech tworzy na chwałę naszej ojczyzny, niech rozsławia słowem pisanym bohaterskie czyny powstańcze. Tego nam dziś potrzeba. A nieboszczyka Mickiewicza pochowam tymczasem w krypcie kościoła w Zaniemyślu.
Hrabia Gorzeński palił w milczeniu cygaro i potakiwał jedynie co rusz głową.
Pod wieczór hrabia Hieronim Gorzeński opuszczał pałac w Rogalinie. Pożegnawszy się z gospodarzami wsiadł do swojej karocy. W środku siedział już pasażer.
- Cóż, panie Mickiewicz. Miło mi będzie pana gościć na powrót w pałacu w Śmiełowie. Słyszałem, że pod natchnieniem pobytu w Rogalinie zacząłeś pan tworzyć wiersze bardziej patriotyczne. Chętnie w pałacu posłuchamy nowej twórczości.
- Chętnie uczynię panu hrabiemu ten zaszczyt. Myślę obecnie nad stworzeniem czegoś na wzór wielkiej epopei lirycznej opowiadającej o wkroczeniu wojsk napoleońskich do Wielkopolski. Ostatni zajazd szlachecki na ziemi poznańskiej.
 


Z cyklu: Bajki dla najmłodszych

Teatrzyk dla dzieci w trzech odsłonach


Występują:

  • Zupełnie Niestraszny Potwór Chlapek
  • Chłopiec
  • Wiedźma Baba
  • Psikuś zamieniony później w psa
  • Mokrawiec
  • Bajarz


Akt I

Bajarz:
-   W wielkim lesie, przy jeziorze mieszkał mały stworek – Zupełnie Niestraszny Potwór o imieniu Chlapek. Był chyba najdziwniejszym ze wszystkich potworów jakie kiedykolwiek zamieszkiwały wielki las. Dziwność jego polegała na tym, że nie miał właściwie kogo straszyć.

Chlapek:
-   Wiadomo wszystkim, że każdy porządny potwór leśny jest odpowiedzialny za straszenie kogoś lub czegoś. Taki na przykład Wilczywyjec straszy swym wyciem wszystkie dzieci, które zgubiły się w lesie, a Huczypuszczyk pohukuje na niegrzecznych chłopców, którzy próbują niszczyć drzewa. Cienioskryty goni po lesie płochliwe zające i sarny, a wodnik Mokrawiec kradnie wodne odbicia, każdego kto się nachyli nad wodą. A ja? Można by rzec, że  nie mam żadnego przydziału. Już sam nie wiem, czy jestem straszny i czy w ogóle nadaje się do straszenia.

Bajarz:
- Zupełnie Niestraszny Chlapek błąkał się po lesie, próbował hukać, pukać, wyć i skowyczeć, ale nic mu nie wychodziło. Poza tym bał się ciemności i w nocy nie wychodził ze swego legowiska w dziupli starego drzewa. Lubił za to, kiedy tylko na niebie pokazało się słoneczko, biegać i skakać po leśnych polanach. W ciepłe dni z lubością chlapał się w niewielkim jeziorze przy którym mieszkał. Podpatrywał też ptaki jak budują sobie gniazda, wsłuchiwał się w ich śpiew. (Słychać śpiew ptaków)
Wystrugał sobie nawet z patyka małą fujarę, by wygwizdywać na niej ptasie odgłosy.
(Chlapek wyciąga piszczałkę i w nią dmucha. Wychodzi za scenę)

Bajarz:
-  Pewnego dnia Wiedźma Baba, która mieszkała na mokradłach zaprosiła znajome potworki leśne, w tym i Chlapka na specjalnie przyrządzoną przez siebie pizzę szyszkową.

Wiedźma Baba (wchodzi z tacą z jedzeniem):
-   Przybywajcie leśne stwory, przybywajcie. Pichce ci ja specjał nie lada. Moja pizza wypieczona jest na grubym cieście mchowym z dodatkiem liści paproci i polnej koniczyny. Posypałam ją rozgniecionymi szyszkami i żołędziami. Będzie pachniało w całym wielkim lesie. Oj będzie…
(na scenie pojawia się Chlapek, Psikuś i Mokrawiec)

Mokrawiec:
-  Strasznie jestem głodny. A tu coś smakowicie pachnie.

Psikuś:
- Wiedźmo Babo, co tam dla nas masz? Wiesz przecież, że potworne z nas głodomory.

Wiedźma Baba:
- Jedzcie na zdrowie! Niech cały las ucztuje.
(Chlapek i Mokwawiec rzucają się na jedzenie. Słychać było tylko głośne mlaskanie. Pikuś stoi na uboczu i się cicho śmieje i zaciera ręce)

Wiedźma Baba:
A ty Psikusiu? Dlaczego nie jesz? Nie masz apetytu?

Psikuś (na stronie):
– Jestem leśny stwór, który wymyśla wciąż żarty i różne psikusy. I tym razem nie omieszkałem czegoś przygotować. Czegoś specjalnego. Dosypię do pizzy bardzo ostre ziele pieprzowe. Niby dla smaku, ale zobaczycie jakie będą efekty! Ha!
(głośniej do Wiedźmy Baby) 
– Wiedźmo Babo coś twa pizza mało wyraźna w smaku. Pozwól, że dosypię nieco przyprawy. Spróbuj Chlapku, teraz pizza ma lepszy smak.

Chlapek (po skosztowaniu):
-    O nie! Co za żar pali mnie w gardle! Wody, wody!!! Muszę się napić wody!

Bajarz:
- Chlapek pobiegł w stronę jeziorka by ugasić palące pragnienie. Mokrawiec również zaczął się krzywić  i pobiegł za Chlapkiem. Nawet Wiedźma Baba skosztowała swojej pizzy.

Wiedźma Baba:
- Tfu, ale to ostre. Oj niecny Psikusiu zepsułeś mi przyjęcie! Niech ja cię tylko dopadnę, to zamienię cię w psa i przywiążę do budy.

Psikuś (uciekając):
-  Ha, ha, ha! To mi się udało. Zwiewali, że się za nimi kurzyło. Teraz ja muszę dać drapaka.

Bajarz:
-   Potworki piły wodę i piły bardzo długo. Słońce zaszło i noc nakryła swym płaszczem las, a oni jeszcze spijali wodę. Tej nocy żaden z potworów nie poszedł do swojej pracy. Z nastaniem ranka na jaw wyszła straszliwa prawda. Po uroczym jeziorku została tylko mokra plama. Cała woda została wypita.


Akt II

(Nad ranem. Chlapek budzi się z pojękiwaniem. W pewnej odległości od niego siedzi chłopiec i chlipie)

Chlapek:
- O jej, o jej, jak mnie brzuch boli z przepicia. Ale co to? Słyszę czyjś chlipot. O, tam gdzie jeszcze wczoraj znajdowało się jeziorko stoi mały chłopiec i płacze. Płacze, że aż serce ściska.
(Chlapek ostrożne zbliża się do chłopca)

Chłopiec :
- O pluszowy misio! Jak słodko wygląda.

Chlapek:
-  Kim jesteś i co tu robisz?

Chłopiec:
-  Jestem Krzyś. Chciałem wykapać się w jeziorku, ale jego już nie ma. A jak tak bardzo lubię się kąpać na wakacjach. I co ja teraz zrobię? Przecież nie będę się taplał w błocie jak świnka.

Chlapek:
-    Wiesz co, przejdźmy się do Wiedźmy Baby. Ona na pewno coś wymyśli, żeby woda wróciła do jeziorka i wtedy obaj będziemy mogli się w niej pochlapać.

Bajarz:
-  Tymczasem Baba nie była w najlepszym humorze. Za to, że Psikuś popsuł jej wczorajszą ucztę zamieniła go w szarego kundla i przywiązała łańcuchem do drzewa. Gdy kundel ujrzał zbliżających się Chlapka i Wiktorka cicho zaskomlał.
(odgłos psiego skomlenia)

Chlapek:
- Witaj Wiedźmo Babo

Wiedźma Baba:
- Wiem, wiem dobrze z czym do mnie idziecie. Chcecie bym przywróciła wodę w jeziorze. Ale to nie moja robota. Musicie iść do wodnika Mokrawca. Jeśli go tylko znajdziecie. Tylko on może wam pomóc.
(Chlapek i Wiktorek chodzą po lesie i wzywają Mokrawca)

Chlapek:
-   Mokrawiec, gdzie jesteś? Pokaż się!

Mokrawiec (obrażonym głosem):
-   Wypiłeś mi wodę z mojego jeziora

Chlapek:
-    Naprawdę przykro mi. Wiesz, to było też moje ulubione jezioro, a chłopcu jest tak smutno, że nawet płakał dziś rano. Poradź nam, co mamy zrobić, żeby znów jeziorko było pełne?

Mokrawiec:
-    Nie jestem pewien, ale musielibyście chyba pogonić Wietrzyka, żeby ten napędził chmury, z których spadnie deszcz. Problem w tym, że Wietrzyk to najszybszy biegacz w lesie. Nikt nie jest w stanie go dogonić.

Chłopiec:
- Może ja spróbuje. Jestem najszybszy w klasie

Mokrawiec:
- Obawiam się, że nawet najszybszy z najszybszych chłopców nie dogoni Wietrzyka

Chlapek:
-   A ja chyba wiem, kto mógłby to zrobić! Chodźmy. Musimy wrócić do Wiedźmy Baby.

Wiedźma Baba:
-    Widzę, że Mokrawiec wam coś nie za bardzo pomógł.

Chlapek
-   Wiedżmo Babo, czy mogłabyś na chwilę spuścić z łańcucha psa Psikusia. Wiem, jak może odpracować swoje przewinienie. Niech pogoni wietrzyka.

Wiedźma Baba:
-   Ha! To bardzo dobry pomysł. Niech więc biega.
(Uwalnia Psikusia)

Chłopiec:
-    Zobacz jak piesek biega! Ppopędził jak błyskawica. Dalej piesku, goń Wietrzyka.
(Psikuś w postaci psa biega i szczeka)


AKT III

Bajarz:
-    Oba stwory Psikuś i Wietrzyk biegały dzień cały po lesie siejąc zamęt i płosząc zwierzynę. Jednak efekty tej gonitwy miały być wkrótce widoczne. Pod wieczór nad lasem zebrały się wielkie ciemne chmury i zaczął  z nich padać rzęsisty deszcz. 
(odgłos burzy, szum wiatru, odgłosy deszczu)
-  Chłopiec pożegnał się z Chlapkiem, gdyż musiał wracać do domu przed zmierzchem. W domu czekali już na niego zaniepokojeni rodzice. Obiecał jednak, że jutro wróci. Chlapek wgramolił się do swojej dziupli i zmęczony szybko zasnął. Rano obudził go radosny śpiew ptaków. Wyjrzał na polanę  i ku swej uciesze ujrzał jezioro pełne wody. 

Chlapek:
-  O o o! Jest jeziorko! Cudownie!

Chłopiec (wbiegając na scenę):
-  Hej! Hej! Jak tylko się obudziłem przybiegłem tu natychmiast. Tak się cieszę! Dobrze się spisał piesek Psikuś.

Wiedźma Baba:
-  No, wybaczam mu. Niech na powrót stanie się potworkiem.

Psikuś  (już w odmienionej postaci)
-  Ale jestem zmęczony tym bieganiem. Nie chce już być więcej psem. Mam dość tych wszystkich żartów. Idę odpocząć.

Wiedźma Baba:
-   Odpoczywaj, odpoczywaj! Będę miała czas na przygotowanie nowej uczty. Tym razem dopilnuje, żeby nie było w niej palącego ziela.

Chłopiec:
-   Wiedźmo Babo, czy mogę popluskać się w wodzie z Chlapkiem?

Wiedźma Baba:
-   Oczywiście! Widzisz Chlapku, z tego zdarzenia i ty masz pewną korzyść. Dowiedziałeś się wreszcie jakie jest twoje przeznaczenie. Nie jesteś stworzony do straszenia. Wręcz przeciwnie. Ty jesteś potworkiem od zabawy dla dzieci. Chłopiec to właśnie wyczuł. Idź i baw się z nim. Troszcz się zawsze o to by był uśmiechnięty i zadowolony.

Chlapek;
-   Wspaniale. Dziękuję ci Wiedźmo Babo za dobrą radę. (Do chłopca). No, to co, kto pierwszy do wody?

Bajarz:
-  Od tego czasu Chłopiec często spotykał się z Chlapkiem nad jeziorem. A kiedy wracał do domu i było mu smutno otwierał okno na las i słyszał wesołe ptasie trele (odgłosy ptaków). Zastanawiał się wtedy czy to ptaki śpiewają, czy Chlapek gra gdzieś nad jeziorem na swojej fujarce.

KURTYNA

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PIEŚŃ DO LUDOLFINY 3,141592653589

GWIAZDKA W PRASOWEJ

ŻYWA PAMIĘĆ MIEJSCA