SZKOLNE WIERSZE i BAJKI
NUDA NA SZKOLENIU
Siedzę na szkoleniu, nie wiem co tu robię?
Myśli błądzą w chmurach, palcem w bucie skrobie,
Powieki zlatują, gotowe do spania,
Jedyna która nie śpi jest kadrowa Ania.
Monika w komórce sprawdza połączenia,
Rozpędzona Aśka pisze bez wytchnienia,
Kasia myśli chowa w czerwone oprawki,
Agnieszka wypija resztę zimnej kawki.
Dawid twarz opala w promieniach słońca,
Agata z miną poważną wyczekuje końca.
Jeszcze tylko trochę - myśl się ta wyzwala,
ona motywuje i przetrwać pozwala!!!
Myśli błądzą w chmurach, palcem w bucie skrobie,
Powieki zlatują, gotowe do spania,
Jedyna która nie śpi jest kadrowa Ania.
Monika w komórce sprawdza połączenia,
Rozpędzona Aśka pisze bez wytchnienia,
Kasia myśli chowa w czerwone oprawki,
Agnieszka wypija resztę zimnej kawki.
Dawid twarz opala w promieniach słońca,
Agata z miną poważną wyczekuje końca.
Jeszcze tylko trochę - myśl się ta wyzwala,
ona motywuje i przetrwać pozwala!!!
Wiersz z literką ,,Ż”
Przedziałek w poniedziałek
JAK CHOROWAŁ ALFABET
BAJKA KRÓTKA DLA EMILKI
JAK TO ŚWINKI WŁOŻYŁY SZPILKI
Były sobie dwie świnki – koleżanki,
mieszkały w domu bez firanki,
na wzgórzu opodal miasta
ich domek z lasu wyrasta.
Jedna na imię miała Prosia
- niezła była z niej gosposia,
druga od pracy robiła uniki
- zwała się zwyczajnie - Kiki.
Razem ze sobą mieszkały,
robiły zakupy, razem sprzątały,
chodziły na tańce i na imprezy,
lubiły słodkie – najbardziej bezy.
Co zrobi jedna, to zaraz druga
ją naśladuje, tak jak papuga,
nawet ubrania mają te same,
i taką samą noszą piżamę.
Pewnego razu Kika zmyśliła,
że mogłyby obie przejść się do kina
i choć to była już dziewiętnasta
świnki ochoczo poszły do miasta.
W kinie wytworne siedziały panie
wytworni panowie spoglądali na nie,
eleganckie fryzury, we włosach motylki,
opatulone w futra, na nogach szpilki.
- Cóż to za moda, na wsi nie znana -
mówi do Prosi Kiki zmieszana.
- Chyba z rozpaczy zaraz zakwiczę,
my zamiast szpilek mamy racice.
Prosia i Kika mają mdłe minki:
- ach, wyglądamy jak proste świnki!
Chcąc więc wypędzić z siebie te smutki
poszły do sklepu by kupić butki.
I choć pieniążków im było szkoda
kupiły szpilki – cóż taka moda.
Patrzą do lustra, kwiczą z radości
- teraz ludziska pękną z zazdrości!
Wyszły na miasto i kroczą dumnie
gapie za nimi wylegli tłumnie,
co rusz ktoś jednak wybucha śmiechem
a śmiech się niesie po mieście echem...
I nagle robi się zbiegowisko
- patrzcie ludziska, co za zjawisko!
wszyscy wkoło tak się dziwują:
- hej świnie w szpilkach dziś paradują!
Zlękły się świnki i biec zaczęły
prędko do domu, tam się zamknęły.
Zrzuciły szpilki, w kąt odstawiły,
długo wzdychały i łzy tłumiły.
Już nie chcą chodzić więcej do miasta,
to koniec z kinem, na zawsze, basta!
Tu na wsi życie swobodne wiodą,
nie chcą ulegać miejskim tym modom.
Odtąd i Prosia i Kiki zgodnie
żyły w swym domku, skromnie, acz godnie,
żadna o szpilkach już nie pisnęła,
BAJKA DLA MARYSI O SŁODKIEJ CIOCI WISI
stoi niebieski w polu samiutki,
w nim zamieszkuje Ciotunia Wisia,
którą uwielbia mała Marysia.
Zaraz pręciutko wam tu nadmienię,
skądże się bierze to uwielbienie.
Bo dla Marysi, jak dobrze wiemy,
ciocia zaprawia przepyszne dżemy.
A to rarytas nie byle jaki:
różne składniki, nieziemskie smaki
i konfitury i marmolady,
słodkie powidła, z lukrem pomady.
Mała Marysia oczkami kreci,
bo ją aromat przyjemnie nęci
i małą rączkę z łyżką podnosi
o truskawkowy dżemik poprosi.
Ciocia uśmiecha się dobrotliwie -
- dziś Maryś droga ciebie zadziwię,
przepis z dalekiej wzięłam podróży,
to konfitura z japońskiej róży.
Gdy byłam jeszcze młodą dziewczyną,
wsiadłam na statek, który wypłynął
w daleką podróż, w Orientu strony -
- pomysł to przyznam iście szalony!
Płynęłam długo, kilka miesięcy,
widziałam równik i koniec tęczy,
syreny morskie i morskie słonie
skrzydlate ryby i wodne konie.
Lecz dnia pewnego, było to w maju,
wysiadałam na ląd,w porcie w Dubaju.
Tam pewien lekarz, Japończyk Tiko,
leczył dżemami chorych za friko.
A że mnie głowa bardzo bolała
przyszła mi oto myśl taka śmiała:
pójdę do niego, zasięgnę radę,
może zapisze mi marmoladę.
Japończyk Tiko jak mnie zobaczył
bez słowa dżemem szybko uraczył.
Dał do zjedzenia słoik niemały,
a jak go zjadłam bóle ustały.
Pytałam później tego magika,
jakiego to on użył składnika,
że tak po prostu ta konfitura
leczy z choroby jako mikstura.
On tajemnice chętnie mi zdradził,
pokazał ogród w którym zasadził
japońskiej róży krzaczek ozdobny,
który gdy kwitnie ma owoc drobny.
I dał mi wtedy na pożegnanie
owocu tego po brzegi w dzbanie.
Przewiozłam dar ten ja po kryjomu,
tak oto trafił tutaj do domu.
Teraz Marysiu widzisz kochanie
jakie jest moje o cię zadbanie,
posłuchaj teraz swą starą ciotkę:
to co jest zdrowe może być słodkie.
BAJKA NIEDŁUGA DLA MATEUSZKA
CO W ŚWIAT WYRUSZYŁ BY SZUKAĆ DUSZKA
Mateusz dzielnym jest przedszkolakiem,
odważnym,
śmiałym, na schwał chłopakiem.
Nie straszne są
mu smoki, potwory,
nie płacze
nawet kiedy jest chory.
Razu pewnego,
pewnej niedzieli,
gdy wszyscy
razem sobie siedzieli
zapytał śmiało
nasz Mateuszek:
- gdzie mieszkać może malutki duszek?
Rodzice w szoku
patrzą po sobie
- co też ci synku chodzi po głowie?
- Jak to kochani, was nie ciekawi,
gdzie taki
duszek w berka się bawi?
Widząc w ich
oczach niezrozumienie
powziął Mateusz
postanowienie:
szukając duszka
wyruszy z domu
nie
powiedziawszy o tym nikomu!
Za domem
ścieżka, więc nią wędruje,
idzie w
podskokach i podśpiewuje.
Nie straszne mu
błoto ani kałuża,
gdy ją napotka
– kroki wydłuża.
A świat się
zmienia, droga w las wchodzi,
wietrzyk się
zjawił i nieco chłodzi,
wieczór na
niebie gwiazdy rozsiewa,
chłopiec
zmęczony potężnie ziewa.
- O tu pod drzewem mech jest mięciutki,
odpocznę chwilę
i zdejmę butki.
Oczy tak same
się wnet zamknęły,
mgły Mateuszka
snem owinęły.
Lecz nagle cóż
to, Mateusz patrzy,
na ścieżce w
dali postać majaczy,
płynie w
powietrzu, kolor ma biały:
- Cześć, jestem Kacper – mówi duch mały.
- Mieszkam w tym lesie sam tu jedyny,
trudno mi orzec
z jakiej przyczyny
bawić się ze
mną nikt nie przychodzi,
czyżby zabawa
ze mną tak szkodzi?
- Ależ mój duszku – Mateusz rzecze
- szukałem ja cię po całym świecie,
a ty w tym
lesie mieszkasz tu sobie,
przyszedłem
żeby dopomóc tobie.
- Zawrzyjmy przyjaźń jak chłopiec z
duchem,
będę dla ciebie
kompanem, druhem.
Duszek z
wdzięcznością na chłopca zerka
- Choć Mateuszku, bawmy się w berka.
Gonić się
wzięli jak dwa koziołki,
wchodzą na
górki i skaczą w dołki.
Jeden drugiego
łokciem potrąca,
śmieją się
głośno, w kółko, bez końca.
Lecz nagle cóż
to, Kacperek znika,
Mateusz czuje,
ktoś go dotyka,
to mama synka
przebudza miło:
- wstawaj kochanie, coś ci się śniło.
- Mamo, to
duszek był tutaj w lesie,
on taki miły,
Kacperek zwie się!
- Ależ mój synku, nie bajki pora,
musisz już
wstawać, czas do przedszkola.
WIERSZ O ZOSI CO PSA ZA OGON TARMOSI
jest czarno-szary, bez żadnej łaty,
biega i skacze jak oszalały,
chciałby być duży, ale jest mały.
Ot, taki w sam raz dla małej Zosi,
która za ogon go wciąż tarmosi.
I choć widuje go na czas jaki,
oboje broją jak rozrabiaki.
Kiedy za drzwiami słychać już kroki
Drako podniebne wyczynia skoki
i robi przy tym nieziemską wrzawę,
wyczuwa nosem świetną zabawę.
Gdy Zosia piszczy on podskakuje,
kiedy go goni pod stół nurkuje,
a choć czasami Drako zaszczeka
Zosia nie płacze i nie ucieka.
Bywa, że karmi go prosto z ręki,
Drakuś przymilne wydaje dźwięki,
waruje wtedy przy nodze Zosi
błagalny wzrokiem o więcej prosi.
Zosia więc sięga do jego miski,
bo chce mieć z Drakiem kontakt dość
bliski,
wsypuje chlebka tam okruszyny
wzbudzając szczery ubaw rodziny.
U Zosi teraz poważna minka,
bo chociaż jest z niej mała
dziewczynka
ma już ambitne pomysły w planie,
między innymi psów hodowanie.
Co na to tatuś? Co jej odpowie?
Nerwowo drapie się już po głowie:
-
piękne to plany, jednak wszelako
niechaj ci Zosiu wystarczy Drako.
Komentarze
Prześlij komentarz