SZKOLNE WIERSZE i BAJKI


  NUDA NA SZKOLENIU

Siedzę na szkoleniu, nie wiem co tu robię?
Myśli błądzą w chmurach, palcem w bucie skrobie,
Powieki zlatują, gotowe do spania,
Jedyna która nie śpi jest kadrowa Ania.
 
Monika w komórce sprawdza połączenia,
Rozpędzona Aśka pisze bez wytchnienia,
Kasia myśli chowa w czerwone oprawki,
Agnieszka wypija resztę zimnej kawki.
 
Dawid twarz opala w promieniach słońca,
Agata z miną poważną wyczekuje końca.
Jeszcze tylko trochę - myśl się ta wyzwala,
ona motywuje i przetrwać pozwala!!!


Wiersz z literką ,,Ż”


Żeby stać się nieco większym
mały żuk szukał porady.
Gdzież ja wiedzę taką znajdę?
W życiu sam nie znajdę rady.

Któż mi pomóc tutaj zdoła,
bo już rozpacz we mnie wielka,
gdyż od kilku dni niemała
wciąż spoglądam do lusterka.

Cóż, ta sprawa nie jest łatwa,
a nadzieja wciąż się tli…
Skoro inni również rosną,
to też uda się i mi!




Przedziałek w poniedziałek


Kiedy wstaję w poniedziałek
czeszę rano swój przedziałek,
bo mi zawsze po niedzieli
włos się na dwie części dzieli.

Znów przed lustrem zamieszanie,
na nic ręką przygładzanie,
te niesforne moje włosy
sterczą niczym zboża kłosy.

Nie upadam wszak na duchu
grzebień, szczotka są już w ruchu,
czasem biorę też i wałek,
by wyrównać swój przedziałek.

W końcu efekt pożądany -
ślicznie włos mój przylizany!
Jestem dumny i wesoły,
wreszcie mogę iść do szkoły!


JAK CHOROWAŁ ALFABET



Raz alfabet nieuważnie
przeziębił się na poważnie
i biedaczek tak chorował,
że do łoża wnet się schował.

A zażyło witaminę,
B zrobiło głupią minę,
C zmieniło się w tabletkę
D dzwoniło po karetkę,
E jęknęło cicho ech…
F uznało to za pech,
G grubiańsko gulgotało,
H lekarza przyzywało
I kichnęło na kropeczkę,
założyło J czapeczkę,
K ma kaszel i się krztusi,
L na boku leżeć musi,
Ł się łamie i narzeka,
M na pomoc tylko czeka,
N zaś nie chce leżeć w łóżku,
O masuje się po brzuszku,
P wypieki ma na twarzy,
R o sanatorium marzy,
S się skręca, szarpie, syczy,
T tabletki w listku liczy,
U uwierzyć chce w kurację,
W przyznaje jej w tym rację,
Y ma na to leki nowe,
a Z czuje się już zdrowe.

Tak literki chorowały,
się kłóciły, narzekały,
a alfabet  bez jęczenia
szukał siły uzdrowienia
i skutecznie się kurował,
aż się wreszcie wychorował. 



BAJKA KRÓTKA DLA EMILKI
JAK TO ŚWINKI WŁOŻYŁY SZPILKI

  

Były sobie dwie świnki – koleżanki,

mieszkały w domu bez firanki,

na wzgórzu opodal miasta

ich domek z lasu wyrasta.

 

Jedna na imię miała Prosia

- niezła była z niej gosposia,

druga od pracy robiła uniki

- zwała się zwyczajnie - Kiki.

 

Razem ze sobą mieszkały,

robiły zakupy, razem sprzątały,

chodziły na tańce i na imprezy,

lubiły słodkie – najbardziej bezy.

 

Co zrobi jedna, to zaraz druga

ją naśladuje, tak jak papuga,

nawet ubrania mają te same,

i taką samą noszą piżamę.

 

Pewnego razu Kika zmyśliła,

że mogłyby obie przejść się do kina

i choć to była już dziewiętnasta

świnki ochoczo poszły do miasta.

 

W kinie wytworne siedziały panie

wytworni panowie spoglądali na nie,

eleganckie fryzury, we włosach motylki,

opatulone w futra, na nogach szpilki.

 

- Cóż to za moda, na wsi nie znana -

mówi do Prosi Kiki zmieszana.

- Chyba z rozpaczy zaraz zakwiczę,

my zamiast szpilek mamy racice.

 

Prosia i Kika mają mdłe minki:

- ach, wyglądamy jak proste świnki!

Chcąc więc wypędzić z siebie te smutki

poszły do sklepu by kupić butki.

 

I choć pieniążków im było szkoda

kupiły szpilki – cóż taka moda.

Patrzą do lustra, kwiczą z radości

- teraz ludziska pękną z zazdrości!

 

Wyszły na miasto i kroczą dumnie

gapie za nimi wylegli tłumnie,

co rusz ktoś jednak wybucha śmiechem

a śmiech się niesie po mieście echem...

 

I nagle robi się zbiegowisko

- patrzcie ludziska, co za zjawisko!

wszyscy wkoło tak się dziwują:

- hej świnie w szpilkach dziś paradują!

 

Zlękły się świnki i biec zaczęły

prędko do domu, tam się zamknęły.

Zrzuciły szpilki, w kąt odstawiły,

długo wzdychały i łzy tłumiły.

 

Już nie chcą chodzić więcej do miasta,

to koniec z kinem, na zawsze, basta!

Tu na wsi życie swobodne wiodą,

nie chcą ulegać miejskim tym modom.

 

Odtąd i Prosia i Kiki zgodnie

żyły w swym domku, skromnie, acz godnie,

żadna o szpilkach już nie pisnęła,

więc skądże to się ta bajka wzięła?





BAJKA DLA MARYSI O SŁODKIEJ CIOCI WISI
 

Na skraju wioski domek malutki

stoi niebieski w polu samiutki,

w nim zamieszkuje Ciotunia Wisia,

którą uwielbia mała Marysia.

 

Zaraz pręciutko wam tu nadmienię,

skądże się bierze to uwielbienie.

Bo dla Marysi, jak dobrze wiemy,

ciocia zaprawia przepyszne dżemy.

 

A to rarytas nie byle jaki:

różne składniki, nieziemskie smaki

i konfitury i marmolady,

słodkie powidła, z lukrem pomady.

 

Mała Marysia oczkami kreci,

bo ją aromat przyjemnie nęci

i małą rączkę z łyżką podnosi

o truskawkowy dżemik poprosi.

 

Ciocia uśmiecha się dobrotliwie -

- dziś Maryś droga ciebie zadziwię,

przepis z dalekiej wzięłam podróży,

to konfitura z japońskiej róży.

 

Gdy byłam jeszcze młodą dziewczyną,

wsiadłam na statek, który wypłynął

w daleką podróż, w Orientu strony -

- pomysł to przyznam iście szalony!

 

Płynęłam długo, kilka miesięcy,

widziałam równik i koniec tęczy,

syreny morskie i morskie słonie

skrzydlate ryby i wodne konie.

 

Lecz dnia pewnego, było to w maju,

wysiadałam na ląd,w porcie w Dubaju.

Tam pewien lekarz, Japończyk Tiko,

leczył dżemami chorych za friko.

 

A że mnie głowa bardzo bolała

przyszła mi oto myśl taka śmiała:

pójdę do niego, zasięgnę radę,

może zapisze mi marmoladę.

   

Japończyk Tiko jak mnie zobaczył

bez słowa dżemem szybko uraczył.

Dał do zjedzenia słoik niemały,

a jak go zjadłam bóle ustały. 

 

Pytałam później tego magika,

jakiego to on użył składnika,

że tak po prostu ta konfitura

leczy z choroby jako mikstura.

 

On tajemnice chętnie mi zdradził,

pokazał ogród w którym zasadził

japońskiej róży krzaczek ozdobny,

który gdy kwitnie ma owoc drobny.

 

I dał mi wtedy na pożegnanie

owocu tego po brzegi w dzbanie.

Przewiozłam dar ten ja po kryjomu,

tak oto trafił tutaj do domu.

 

Teraz Marysiu widzisz kochanie

jakie jest moje o cię zadbanie,

posłuchaj teraz swą starą ciotkę:

to co jest zdrowe może być słodkie.



BAJKA NIEDŁUGA DLA MATEUSZKA

CO W ŚWIAT WYRUSZYŁ BY SZUKAĆ DUSZKA

 

Mateusz dzielnym jest przedszkolakiem,

odważnym, śmiałym, na schwał chłopakiem.

Nie straszne są mu smoki, potwory,

nie płacze nawet kiedy jest chory.

 

Razu pewnego, pewnej niedzieli,

gdy wszyscy razem sobie siedzieli

zapytał śmiało nasz Mateuszek:

-    gdzie mieszkać może malutki duszek?

 

Rodzice w szoku patrzą po sobie

-    co też ci synku chodzi po głowie?

-    Jak to kochani, was nie ciekawi,

gdzie taki duszek w berka się bawi?

 

Widząc w ich oczach niezrozumienie

powziął Mateusz postanowienie:

szukając duszka wyruszy z domu

nie powiedziawszy o tym nikomu!

 

Za domem ścieżka, więc nią wędruje,

idzie w podskokach i podśpiewuje.

Nie straszne mu błoto ani kałuża,

gdy ją napotka – kroki wydłuża.

 

A świat się zmienia, droga w las wchodzi,

wietrzyk się zjawił i nieco chłodzi,

wieczór na niebie gwiazdy rozsiewa,

chłopiec zmęczony potężnie ziewa.

 

-    O tu pod drzewem mech jest mięciutki,

odpocznę chwilę i zdejmę butki.

Oczy tak same się wnet zamknęły,

mgły Mateuszka snem owinęły.

 

Lecz nagle cóż to, Mateusz patrzy,

na ścieżce w dali postać majaczy,

płynie w powietrzu, kolor ma biały:

-    Cześć, jestem Kacper – mówi duch mały.

 

-    Mieszkam w tym lesie sam tu jedyny,

trudno mi orzec z jakiej przyczyny

bawić się ze mną nikt nie przychodzi,

czyżby zabawa ze mną tak szkodzi?

 

-    Ależ mój duszku – Mateusz rzecze

-    szukałem ja cię po całym świecie,

a ty w tym lesie mieszkasz tu sobie,

przyszedłem żeby dopomóc tobie.

 

-    Zawrzyjmy przyjaźń jak chłopiec z duchem,

będę dla ciebie kompanem, druhem.

Duszek z wdzięcznością na chłopca zerka

-    Choć Mateuszku, bawmy się w berka.

 

Gonić się wzięli jak dwa koziołki,

wchodzą na górki i skaczą w dołki.

Jeden drugiego łokciem potrąca,

śmieją się głośno, w kółko, bez końca.

 

Lecz nagle cóż to, Kacperek znika,

Mateusz czuje, ktoś go dotyka,

to mama synka przebudza miło:

-    wstawaj kochanie, coś ci się śniło.

 

- Mamo, to duszek był tutaj w lesie,

on taki miły, Kacperek zwie się!

-    Ależ mój synku, nie bajki pora,

musisz już wstawać, czas do przedszkola.




WIERSZ O ZOSI CO PSA ZA OGON TARMOSI

 

 Drako to piesek cioci Beaty,

jest czarno-szary, bez żadnej łaty,

biega i skacze jak oszalały,

chciałby być duży, ale jest mały.

 

Ot, taki w sam raz dla małej Zosi,

która za ogon go wciąż tarmosi.

I choć widuje go na czas jaki,

oboje broją jak rozrabiaki.

 

Kiedy za drzwiami słychać już kroki

Drako podniebne wyczynia skoki

i robi przy tym nieziemską wrzawę,

wyczuwa nosem świetną zabawę.

 

Gdy Zosia piszczy on podskakuje,

kiedy go goni pod stół nurkuje,

a choć czasami Drako zaszczeka

Zosia nie płacze i nie ucieka.

 

Bywa, że karmi go prosto z ręki,

Drakuś przymilne wydaje dźwięki,

waruje wtedy przy nodze Zosi

błagalny wzrokiem o więcej prosi.

 

Zosia więc sięga do  jego miski,

bo chce mieć z Drakiem kontakt dość bliski,

wsypuje chlebka tam okruszyny

wzbudzając szczery ubaw rodziny.

 

U Zosi teraz poważna minka,

bo chociaż jest z niej mała dziewczynka

ma już ambitne pomysły w planie,

między innymi psów hodowanie.

 

Co na to tatuś? Co jej odpowie?

Nerwowo drapie się już po głowie:

-    piękne to plany, jednak wszelako

niechaj ci Zosiu wystarczy Drako.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PIEŚŃ DO LUDOLFINY 3,141592653589

GWIAZDKA W PRASOWEJ

ŻYWA PAMIĘĆ MIEJSCA