DOKOŃCZĘ ŻYCIE ZA NIEGO
Więzienie karne, Breslau, 23 maja 1942
r.
Moja kochana Lalu, Danusiu, bracia i
siostry, wszyscy pozostali przyjaciele i krewni. Wybiła moja godzina. Wasze
wstawiennictwo zostało odrzucone. Na czwartą rano została dla mnie przewidziana
wędrówka do domu Ojca. Jestem w stanie Bożej łaski i całkowicie pogodzony ze
swoim losem (…) Całuję Was wszystkich tak gorąco, jak Was kocham i przesyłam
ostatnie pozdrowienie urbi et orbi.
Felo
Wasz umierający mąż i ojciec
Felo to Feliks Holasz, ojciec mojej mamy Danusi, czyli mój dziadek. Jednak
czy o kimś, kogo znam tylko z kilku pożółkłych fotografii i paru więziennych
listów mogę powiedzieć z pełną czułością ,,dziadek”? Przez całe dorosłe życie towarzyszy
mi pragnienie poznania mojego przodka. Żyję już o siedem lat dłużej od Feliksa,
który w chwili śmierci miał 36 lat. Za działalność w konspiracji został
stracony na gilotynie w niemieckim więzieniu w 1942 roku. Mija siedemdziesiąt
pięć lat od tego wydarzenia, a ja wciąż szukam śladów po nim. I wciąż je
znajduje.
Co wiem o Feliksie Holaszu? Z oględnych przekazów mojej babci Klary (zwanej
Lalą) wiedziałem, że dziadek przed wojną był dziennikarzem i pracował w
,,Kurierze Poznańskim”. Był też czynnym działaczem politycznym, członkiem organizacji endeckich, za co siedział w latach trzydziestych w więzieniu w Rawiczu. Mnie jednak ciekawiła jego profesja dziennikarska. Wierzyłem w nią przez wiele lat. Chciałem być do niego
podobny, nie tylko fizycznie. Moja mama bowiem, patrząc na zdjęcia swego ojca,
szukała w moich rysach podobieństwa do Feliksa. Po maturze zdecydowałem się na
studia dziennikarskie na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, a po ich ukończeniu
przez kilka lat pracowałem w gazecie lokalnej - w ,,Głosie Wielkopolskim”. Z dumą podkreślałem
wówczas, że zostałem dziennikarzem prasowym, tak jak mój dziadek. Dopiero w roku
1998, gdy ukazała się ,,Encyklopedia Konspiracji Wielkopolskiej 1939-1945”, przeczytałem,
że Feliks Holasz skończył szkołę handlową w Poznaniu i wyuczył się zawodu
zecera. Pracował w drukarni ,,Kuriera Poznańskiego”. Nie był zatem
dziennikarzem, ale pracownikiem drukarni. Los spłatał mi figla, bo moja kariera
zawodowa też zaprowadziła mnie ostatecznie do drukarni. Znów podążyłem śladami
Feliksa. Czasem mam takie myśli, że realizuję jego życie, którego on nie
dokończył.
W styczniu 1937 roku Feliks ożenił się z Klarą Grotkowską. Moi dziadkowie zamieszkali
w Poznaniu przy ul. Kopczyńskiego. Tam na świat przyszło ich jedyne dziecko,
córka Danusia, moja mama. Była niedziela 3 września 1939 roku. Na świecie
rozpętało się wojenne piekło.
Okupacja w Wielkopolsce miała bardziej restrykcyjny przebieg niż w
Generalnej Guberni. Poznań został wcielony do Rzeszy, a Polacy byli traktowani
jak obywatele podrzędnej kategorii. Można było z nimi robić wszystko. Z
opowieści babci wiem, że ją wraz małym dzieckiem i mężem z dnia na dzień wyrzucono
z mieszkania do którego zakwaterowano Niemców. Musieli się tułać po znajomych.
Feliks pracował wtedy jako kelner w niemieckiej restauracji. Jednocześnie
bardzo aktywnie włączył się w tworzenie struktur podziemnego ruchu oporu.
Z notki biograficznej zawartej w ,,Encyklopedii Konspiracji Wielkopolskiej
1939-1945”: Feliks
Holasz ps. ,,Pieniacz”, ,,Piwko”, członek Narodowej Organizacji Bojowej. Od
listopada 1939 bliski współpracownik por. rez. Antoniego Wolniewicza (,,Znicz”)
i współzałożyciel rejonów NOB Poznań-Jeżyce i Łazarz. (…) został zastępcą
komendanta Rejonu NOB Łazarz; podlegało mu 45 czł. organizacji. Z racji
bliskiej znajomości z A. Wolniewiczem uczestniczył w odprawach sztabowych dla
komendantów rejonów NOB. Aresztowany przez Gestapo 9 VII 1941 i osadzony w Domu
Żołnierza, w Forcie VII i we Wronkach. Przeszedł ciężkie śledztwo, nie
przyznając się do zarzucanych mu przez Gestapo czynów.
Narodowa
Organizacja Bojowa została rozbita przez niemiecką policję wskutek zdrady
jednego z jej członków. Zenon Ciemniejewski pseudonim ,,Lipa” okazał się być
konfidentem Gestapo. Już w grudniu 1939 roku zgłosił się na policję z chęcią
współpracy przy rozpracowywaniu polskiego podziemia narodowego. Przez kolejne
dwa lata jego donosy pozwoliły na rozbicie struktur konspiracyjnych endecji w
całej Wielkopolsce. Setki osób zostało aresztowanych, osądzonych przez
niemiecki sąd i skazanych na karę śmierci. Wśród nich był mój dziadek. Na
marginesie, Zenon Ciemniejewski zamiast spodziewanej nagrody został w lipcu
1943 roku aresztowany przez Gestapo i zamęczony torturami w Domu Żołnierza w
Poznaniu.
W
szufladzie komody w domu moich rodziców mama przechowywała pożółkłe listy jakie
Feliks pisał z więzienia we Wrocławiu do Klary. Przedwojenny charakter pisma, trudny
do odczytania. Listy pisane były po niemiecku ze względu na więzienną cenzurę. Ostatnie
słowa pożegnania. To były nasze rodzinne relikwie. Dziadek został skazany na
śmierć, a wszelkie próby uzyskania ułaskawienia zostały odrzucone. 23 maja 1942
roku, wczesnym świtem czekała na niego więzienna gilotyna. W jednej z książek opisujących okupację w Wielkopolsce znalazłem zapis
protokołu wykonania wyroku śmierci przez zgilotynowanie, sporządzony przez
niemieckiego prokuratora. Pisał on, że egzekucja
trwała od momentu przyprowadzenia skazanego do chwili przekazania go katowi 20
sekund; od momentu przekazania katowi do wykonania wyroku 6 sekund. Szybko i
sprawnie z niemiecką precyzją. Wszystko w 26 sekund. Tyle wystarczyło, aby w
majestacie prawa III Rzeszy pozbawić człowieka życia.
Babcia
Klara niechętnie wspominała czasy okupacji. Najważniejsza była dla niej kwestia
przetrwania, to jak uchronić swoje dziecko, jak zapewnić im obojgu byt. Mówiąc
o swoim mężu wspominała, że zaraz po wojnie w ich domu przy ulicy
Kopczyńskiego, wtedy już zamienionej na ulicę Pawła Findera, zjawiła się
bezpieka. Szukali Feliksa Holasza, ponieważ był znanym przed wojną działaczem
endecji.
-
Jak nie Niemcy, to bolszewicy wykończyliby Fela – mówiła babcia odcinając się
stanowczo od wojennej przeszłości.
Feliks
nie miał swojego grobu. Klara nie otrzymała nigdy ciała męża. Może spoczął w
jakieś zbiorowej mogile, a może jego ciało spalono? W domowym archiwum zachował
się jedynie dokument urzędowy z więzienia informujący o przekazaniu żonie
rzeczy osobistych Feliksa Holasza. Babcia nie chciała wracać do bolesnych
wspomnień, mnie natomiast sprawa grobu, choćby nawet symbolicznego, nie dawała
spokoju. W 1999 roku wybrałem się do Wrocławia, by odszukać dawną Kletschkau
Strasse, przy której znajdowało się miejsce stracenia. Adres odnalazłem bardzo
szybko. Przy dzisiejszej ulicy Kleczkowskiej nadal znajdują się potężne ceglane
budynki zakładu karnego. Odnalazłem też stojący na niewielkim skwerze pomnik,
który upamiętniał ofiary różnych narodowości straconych w tym więzieniu w
czasie II wojny światowej. Pomnik był zaniedbany, częściowo zniszczony, a wokół
walało się pełno potłuczonego szkła po alkoholu. Widok ten bardzo mnie zabolał.
Napisałem wówczas do ,,Gazety Wrocławskiej” list zawierający ubolewanie, że
władze miasta nie dbają o tak ważne dla współczesnej historii miasta miejsce.
List został opublikowany.
,,Gazeta Wrocławska” 26.03.2003
Od kilku lat przyjeżdżam w marcu do Wrocławia na
targi. Tradycyjnie udaje się
na mały skwerek przy torach kolejowych niedaleko ulicy Kleczkowskiej.
Składam
kwiaty i zapalam znicz pod pomnikiem upamiętniającym ofiary mordów
hitlerowskich popełnionych w więzieniu przy Kleczkowskiej. Wśród ściętych
gilotyną w maju 1942 r. był mój dziadek Feliks Holasz. Został osądzony i
skazany przez sąd wojskowy w Breslau za działalność konspiracyjną na
terenie
Poznania. Wraz z nim zginęło wówczas ponad 300 innych Poznaniaków. W
latach
60-tych ustawiono pomnik upamiętniający ofiary, nie tylko Polaków, ale i
przedstawicieli innych narodowości. Jeszcze trzy lata temu na pomniku
znajdowały się tablice z napisami informującymi co to za miejsce. Dziś po
napisach nie ma śladu, a samo miejsce jest jakąś spelunką gdzie walają
się śmieci i potłuczone butelki. Czy tak miasto Wrocław pamięta o tych co
ginęli za wolną Polskę!!!!
Apel został opublikowany i chyba odczytany przez właściwe osoby. Wkrótce
skwer wysprzątano i przywrócono należny szacunek temu miejscu pamięci. Teraz, ilekroć
jestem we Wrocławiu zachodzę pod pomnik i mam poczucie, że uratowałem to
miejsce. Uratowałem je dla mojego dziadka.
We
wrześniu 2007 roku, po kilkuletnich staraniach, odsłonięto w Poznaniu przy Alei
Niepodległości Pomnik Polskiego Państwa Podziemnego. Społeczny komitet budowy
pomnika zbierał dane dotyczące osób, które działały w konspiracji. Jak tylko o
tym się dowiedziałem zgłosiłem Feliksa. Zgłoszenie zostało przyjęte i
zweryfikowane przez komisję historyczną. Dziś na jednej z płyt pamiątkowych
okalających pomnik widnieje rdzawa tabliczka z napisem ,,FELIKS HOLASZ DRUKARZ
1906-1942 WROCŁAW STRACONY”. W ten sposób mój dziadek ma swój symboliczny grób
w rodzinnym Poznaniu. W listopadowe wspomnienie zmarłych mam wreszcie miejsce
gdzie mogę zapalić znicz dla niego. Przychodzę pod pomnik z córką i synem. Dla
nich Feliks Holasz to bohaterski pradziadek, który oddał życie za ojczyznę. Są
z niego dumni. A ja jestem strażnikiem pamięci o nim.
Komentarze
Prześlij komentarz